
Choć dziś nadzór ubezpieczeniowy kojarzy się z instytucjonalną kontrolą, regulacjami i systemem sprawozdawczości, warto sięgnąć pamięcią głębiej – do korzeni tej idei. Już w średniowieczu funkcję „nadzorców” pełnili zarządcy majątków, ochmistrzowie, a nawet mnisi klasztorni, którzy skrupulatnie prowadzili księgi inwentarzowe.
„Więcej” nie zawsze znaczy „lepiej” – zwłaszcza w ubezpieczeniach. Nadubezpieczenie to sytuacja, w której suma ubezpieczenia – czyli kwota określona w polisie jako maksymalne zobowiązanie ubezpieczyciela – przewyższa rzeczywistą wartość ubezpieczonego mienia (np. samochodu, mieszkania, maszyn czy towarów). Zjawisko to jest powszechnie spotykane zarówno w ubezpieczeniach komunikacyjnych, jak i majątkowych, a jego skutki finansowe dla ubezpieczającego są wyłącznie negatywne.
W dobie coraz częstszych zakłóceń łańcuchów dostaw, trudności z dostępnością części zamiennych oraz wydłużających się terminów serwisowych, przedsiębiorstwa stają przed realnym ryzykiem nagłego przestoju produkcji.
Metoda serwisowa to sposób likwidacji szkody komunikacyjnej, który dla wielu kierowców oznacza po prostu... „święty spokój”. W przeciwieństwie do kosztorysowej, tutaj towarzystwo ubezpieczeniowe reguluje należność bezpośrednio z warsztatem samochodowym.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której ktoś staje się ofiarą wypadku drogowego. Pojazd, który służył mu na co dzień, ulega uszkodzeniu. W tej chwili, w zależności od rodzaju szkody, uruchomiony zostaje proces likwidacji szkody, który ma na celu przywrócenie pojazdu do stanu sprzed wypadku, w jak najpełniejszy sposób.
Towarzystwa ubezpieczeniowe, podobnie jak banki, są instytucjami najwyższego zaufania społecznego. Gdy kupujesz polisę, chcesz mieć pewność, że w razie potrzeby otrzymasz odszkodowanie. Aby to zagwarantować, wprowadzono liczne regulacje, które określają minimalne wymogi finansowe i kapitałowe dla ubezpieczycieli.